Friday, December 30, 2011

Dzienniki rowerowe

Plucha, wiatr i nieco nostalgiczny nastrój, który dopada mnie pod koniec roku, kazały mi sięgnąć po mój zimowy zestaw ratunkowy: grzaniec, słodycze, koc i książka. Od kilku dni zaczytuję się w "Dziennikach rowerowych" Davida Byrne'a. Wokalista Talking Heads jest zapalonym rowerzystą i gdziekolwiek się nie udaje zabiera ze sobą składany rower, żeby z poziomu siodełka poznawać nowe miejsca. Znacie to uczucie, gdy ktoś wyrazi Wasze myśli i zgrabnie przeleje je na papier? Zaczęło się już we wstępie:

"Ów punkt widzenia - perspektywa dwóch kółek, szybszych niż spacer i wolniejszych niż pociąg, ze wzrokiem nieco ponad poziomem oczu przeciętnego śmiertelnika - przed trzydziestoma laty stał się moim panoramicznym oknem na świat, i jest nim do dziś. Okno jest duże i wychodzi głównie na pejzaż miejski. (Nie jeżdżę wyczynowo i nie biorę udziału w wyścigach). Przez nie oglądam w przelocie myśl innego człowieka, wyrażoną poprzez architekturę miast, w których przyszło mu żyć". (David Byrne, Dzienniki rowerowe, WAB 2011, s. 10)

Recenzję książki może dorzucę później. Teraz wracam do rozdziału o rowerowym Berlinie. Was zostawiam z muzyką i linkiem do strony poświęconej dziennikom.

Friday, December 23, 2011

Wesołych!


Setek kilometrów nowych dróg,
odwagi do przecierania ścieżek jeszcze nieodkrytych,
zmierzania do celów, 
do których nie przyznajecie się nawet przed sobą,
wiatru tylko w plecy,
bratniej duszy czekającej u końca drogi,
rowerzystom i nie tylko 
życzy autorka bloga :)

Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku!



Monday, December 19, 2011

Rowerowy 2011 - część I


Świadomość, że mamy już 2012, jeszcze na dobrze w nas nie zagościła, więc nim jasnym wzrokiem spojrzymy w przyszłość - szybki rzut oka na miniony rok. Uprzedzę tylko, że przegląd rowerowych wydarzeń jest kompletnie nieobiektywny i totalnie, a jakże, pojechany ;)

Styczeń
Hiszpańscy naukowcy odkryli, że mądre dziewczyny jeżdżą na rowerach. Wobec tego - gdy początku roku zima trochę odpuściła - zaczęłam sezon. Nie zeszłam z roweru nawet, gdy zima pod koniec miesiąca popieściła nas spadkami temperatury do -28 stopni. Notowałam wtedy na Facebooku: "Przyjechałam dzisiaj do pracy z zimnymi udkami. To śmieszne, że na rowerze najbardziej marzną mi nogi. Trzeba będzie zwiększyć liczbę warstw na kończynach".

Luty 
Pod koniec miesiąca gruchnęła radosna wieść. Sejm przyjął ważne poprawki w kodeksie drogowym, dzięki którym dzisiaj już na pewno wiadomo, że m.in. mamy pierwszeństwo na przejeździe rowerowym, omijanie aut z prawej strony to norma a nie brawura, dzieci mogą jeździć w przyczepkach, a rowerzyści parami. Krótko mówiąc, prawo miało wreszcie dogonić rowerzystów. Z niecierpliwością zaczęliśmy odliczać czas do przyjęcia zmian przez senat i podpisanie ich przez prezydenta.

Marzec
Zima nie odpuściła, a ja dalej jeżdżę na rowerze i w dodatku zachciewa mi się długich wypraw, więc pod koniec miesiąca postanawiam, że pojadę z SRM na wycieczkę rowerową. Tymczasem Lech Janerka zagrzewa na koncercie w Och-Teatrze:


Kwiecień
W kraju jakoś nic wiekopomnego w kwestiach rowerowych chyba się nie wydarzyło, a przynajmniej Google nic nie podpowiedziało. Za to w samym Poznaniu rowerowa rewolucja! Ogłoszono, że w stolicy Pyrlandii powstanie strefa tempo 30. Dodać należy, że poznańscy rowerzyści wykazali się bezprzykładną mobilizacją. Do ostatnich chwil ważyły się losy projektu, ponieważ do ZDM-u wpłynęło 40 wniosków (phi!) od kierowców niezadowolonych z proponowanych rozwiązań. Odpowiedź cyklistów była szybka - ZDM otrzymał ponad 100 pozytywnych opinii dotyczących strefy.

Maj
Dokładnie od 20 maja zaczęły obowiązywać przyjęte przez sejm zmiany w kodeksie drogowym. W internecie pojawiło się mnóstwo omówień i wykresów obrazujących, w jaki sposób rowerzyście wolno się teraz poruszać po drogach. Dla odmiany tutaj porównanie starych i nowych zapisów oraz link do Dziennika Ustaw.

Czerwiec
Sezon rowerowy w pełni. W Poznaniu odbywa się Święto Cykliczne, w Warszawie konferencja
Polska w Rowerowej Europie, a tymczasem w Afryce... rozpoczyna się 19. etap sztafety Afryka Nowaka. Uczestnicy tego szalonego i fantastycznego przedsięwzięcia dotarli do Czadu:

"A więc zajadamy się avocado, papajami, bananami, pomarańczami. Wodę czerpiemy ze strumieni, które są też dla nas miejscem kąpieli. [...] Solidnie dają nam w kość liczne zjazdy i podjazdy, które wyciskają z nas litry potu. Szczególnie trudno jest Pawłowi, który ma problemy techniczne ze swoim rowerem i zmuszony jest go na każdej górce prowadzić, choć z resztą to i tak nas to zbytnio nie dzieli, bo i my prowadzimy rowery w miejscach dużych i piaszczystych podjazdów".
Resztę przeczytajcie sami ;)


Cdn.

Friday, December 9, 2011

Ostatni Mohikanie, czyli jak nie spaść z siodełka

Późną jesienią i zimą się jeździ. Ubiera się ciepło, ale nie za ciepło. Rower świeci jak choinka i jest regularnie konserwowany. To już mamy ustalone. Czas powiedzieć: W JAKI SPOSÓB się jeździ? Jazdę w śniegu możecie potrenować na jakiejś piaszczystej powierzchni, szybko się przekonacie, że w takich warunkach lepiej jeździć:

Wolno.
Nie ma się co czarować. Warunki na drogach są teraz znacznie trudniejsze i bardziej nieprzewidywalne. Na razie w Poznaniu mieliśmy trochę deszczu i kilkuminutowe opady śniegu, ale wiadomo - będzie gorzej ;) Zalane albo zaśnieżone ulice kryją wuchtę pułapek: oblodzone fragmenty, na których łatwo stracić równowagę, przykryte sypkim śniegiem albo zalane dziury, śliskie błoto pośniegowe... Jeśli pojedziecie wolniej, dacie sobie z tym wszystkim radę.

Nisko siodełko, wysoko kierownica. 
Kluczową sprawą staje się teraz pewność, że w każdych warunkach zachowamy równowagę. Obniżenie siodełka obniży też środek ciężkości, a podniesienie kierownicy wymusi wyprostowaną sylwetkę, która pomaga w utrzymaniu pionu nawet na bardzo śliskiej powierzchni. Z początku może się to wydawać niewygodne, zwłaszcza osobom, które są przyzwyczajone do szybkiej, sportowej jazdy, ale jako się rzekło - zimą zwalniamy. Poza tym z obniżonym siodełkiem w razie potrzeby jesteśmy w stanie szybciej podeprzeć się nogą, a czasami właśnie ułamki sekund chronią nas przed wywrotką. Powinniście siedzieć na tyle nisko, żeby w razie potrzeby, nie zsiadając z siodełka, postawić całą stopę na ziemi. Żadnego tańcowania na paluszkach - cała stopa. 

Ostrożnie z hamowaniem.
Osobiście na czas zimy zapominam o istnieniu przedniego hamulca. Zblokowanie przedniego koła to niezawodny sposób na wpadnięcie w poślizg. Hamujemy tylnym, a i to delikatnie, pulsacyjnie. Raczej wytracamy szybkość niż próbujemy efektownie zatrzymać się w miejscu, bo może się zakończyć jeszcze efektowniejszym wykopyrtnięciem. 

Po chodniku.
Jeśli skończyła się droga rowerowa, a pogoda pokazała, na co ją stać, nie waham się. Wolę narazić się na fukanie pieszych i odpuścić sobie jazdę ulicą. Trudno. W deszczu fatalna nawierzchnia naszych dróg zmienia się w jeziora. Nawet jeśli jesteście przygotowani na opady (macie pełne błotniki i odpowiedni strój), to i tak zmoczą Was fontanny wody spod kół samochodów. Na to, że kierowcy ominą kałużę, bo obok niej właśnie przejeżdża rowerzysta, oczywiście nie liczymy. Ze śniegiem sprawa jest taka, że szybko rozjeżdżany przez auta, gromadzi się przy krawężnikach, a na jezdni tworzy koleiny. Zostaje więc jazda albo środkiem pasa i tamowanie ruchu albo jazda koleiną, z której wyskoczenie może nie być łatwe.

Czasami na piechotę.
Wiem, że to może być dla niektórych bluźnierstwo, ale czasami po prostu nie da się inaczej - trzeba zsiąść z roweru i przeprowadzić go po najbardziej niebezpiecznej powierzchni. Przy okazji, zsiadamy bardzo ostrożnie. Na rowerze często nie odczuwamy, jak śliska jest nawierzchnia, po której się poruszamy.

Bez dziwactw.
Na niektórych portalach możecie przeczytać, że zimą przydają się kolcowane opony na rower. Tak, ale pod warunkiem, że jeździcie po polach i lasach, a nie po mieście. Takie opony zdają egzamin jedynie na kopnym śniegu, a nie w metropolii, gdzie biały puch szybko zmienia się w breję. Jazda z kolcami po bruku albo co gorsza po torowisku tramwajowym szybciej skończy się upadkiem niż jazda na semi slickach po śniegu.

Na czym polega zabawa?
Na co wolisz się wywrócić na beton, czy na biały puch? Co wolisz marznąć na przystanku, czy rozgrzać się po 5 minutach jazdy? Wolisz stać w kilometrowych korkach i kląć na zaskoczonych zimą drogowców, czy podziwiać zimową aurę z wysokości (obniżonego) siodełka? Wolisz tkwić w zatłoczonym tramwaju, czy być panią/panem własnego czasu? Chcesz oglądać świat przez zaparowane szyby, czy cieszyć się zimową, czasami przecież piękną, aurą, mknąc ulicami miasta?


Tuesday, December 6, 2011

Wesołych Mikołajek!

Uwielbiam 6 grudnia, bo to taka przyjemna przygrywka przed świętami. Zwykle mam już wtedy upieczone pierniki, które... wprawdzie mają marną szansę, by dotrwać do Bożego Narodzenia, ale za to przez jakiś czas cieszą oko, że o żołądku nie wspomnę. Wiadomo, rowerzysta spala, więc rowerzysta jeść musi. I to dobrze jeść! Zatem wszystkim rowerzystom - i tym, co już odstawili rowery, i tym, którzy nadal walczą - życzę radosnego dnia. Niech Wam Mikołaj nawkłada od butów!


Sunday, November 27, 2011

Ostatni Mohikanie i ich rumaki, czyli jak zadbać o rower zimą

Pogoda w tym roku jest wyjątkowo łaskawa dla rowerzystów. Zachowajcie jednak czujność - "Winter is coming!". Deszcz, śnieg, a przede wszystkim sól, którą tak rozrzutnie sypią na naszych drogach, mogą porządnie dać się we znaki rowerowi. W internecie znajdziecie nawet porady, żeby zimą przesiąść się na tańszy, starszy rower, którego nie będzie żal dorżnąć. Można i tak, ale moim zdaniem przedmioty - nawet tak wyjątkowe jak rower - są po to, żeby je używać i zużywać. Przy odrobinie wysiłku ochronicie swoje dwa kółka i zapewnicie sobie komfort jazdy.

Przegląd przed zimą?
Warunki na drogach będą trudne, więc musicie być pewni, że rower po lecie jest w dobrym stanie technicznym. Jeśli sporo jeździliście, można nawet zrobić przegląd. (No, chyba że ktoś wziął udział w czerwcowych warsztatach w Rowerowni i teraz sam sobie poradzi z "nareperowaniem" :)). Serwisy świecą po sezonie pustkami, więc możecie liczyć na zrobienie roweru nawet w jeden dzień. Niestety, ceny w związku z tym nie spadły. Nie dajcie się jednak namówić na żadną wymianę osprzętu! Duże zakupy - wiosną, teraz w zupełności wystarczą naprawy, które wchodzą w zakres przeglądu: regulacja hamulców, przerzutek, centrowanie kół, smarowanie.

Na czym nie warto oszczędzać?
Na 4 rzeczach: klockach hamulcowych, oświetleniu, błotnikach i smarze.

Klocki hamulcowe. Filozofii nie ma - na mokrej powierzchni droga hamowania się wydłuża. Wyregulowane hamulce z nowymi klockami to nie kwestia komfortu jazdy tylko bezpieczeństwa. Absolutny, bezdyskusyjny "must have".

Oświetlenie. Jeśli jeździcie na 8 godzin do pracy, to albo rano, albo po południu będziecie wracać po ciemku. Zresztą w ciągu dnia na dworze panuje szaruga i widoczność też jest znacznie gorsza. O tej porze roku po prostu nie ma wymówek - odblaski nie wystarczą. Jest kompletnie bez znaczenia, czy jeździcie wyłącznie drogami rowerowymi albo chodnikami, czy ulicą. Tylko w tym tygodniu parę razy zdarzyło mi się na drodze dla rowerów w ostatniej chwili uniknąć zderzenia z dziabągiem, który poskąpił na światełka. Ludzie! Trochę wyobraźni! Krótko mówiąc, jesienią i zimą robimy z roweru dyskotekę - migamy wściekle od kierownicy i od zadniej strony. I nie zapominamy zapakować do torby zapasowych baterii do lampek.

Na przód warto rozważyć zakup lampki, która nie tylko będzie sygnalizowała Waszą obecność na drodze, ale i w razie potrzeby oświetlała trasę przed Wami. Przydaje się to w naszych niedoświetlonych miastach. Dostępna jest cała gama lampek ledowych, które są stosunkowo drogie. Co by taka lampka dobrze pełniła swoją rolę, potrzebnych jest przynajmniej 5 ledów, a to już koszt od 70 zł w górę. Żeby zaoszczędzić, możecie kupić lampkę z żarówką o mocy 1V. Sprawdziłam, świetnie się spisuje nawet tam, gdzie jest ciemno jak w głębokiej... pupie.

Błotniki. Tak, wiem, prawdziwi twardziele nie montują do roweru błotników. No, ostatecznie kupują połówki, które można szybko zdemontować. Prawdziwi twardziele mają też błoto w gaciach, przemoczone papcie i kompletnie zafajdany rower. Bo pełne błotniki nie tylko chronią Was, ale i najmniej odporne na wodę i sól części Waszych rowerów. Montaż takich błotników jest bardziej kłopotliwy niż połówek na szybkozłączki, ale warto się pomęczyć. Wie to każdy, kto w deszczu jechał z nieosłoniętymi oponami. Leniwcom, takim jak ja, radzę po prostu kupić błotniki w sklepie z serwisem i poprosić o montaż. W przyzwoitych serwisach usługa jest darmowa.


Smar do łańcucha. Jesienią i zimą smar szybko się wypłukuje, więc po każdej trasie w deszczu czy śniegu, czyścimy i osuszamy łańcuch oraz smarujemy. Powtórzę, czyścimy, potem smarujemy ;) Nie używamy żadnych WD40 ani innych domowych wynalazków, tylko smaru z teflonem. Polecam FinishLine - nie jest tani, ok. 20 zł za buteleczkę, ale za to wydajny. Opakowanie z pewnością starczy Wam na zimę, a i pewnie sporo na wiosnę zostanie.

No i co? Nie ma tragedii, parę drobnych inwestycji i Wasz bicykl jest gotowy na zawieje i zamiecie. No, to ubieramy się i ruszamy. Z wysokości siodełka śmiejemy się w twarz skulonym na przystankach ludziom i kierowcom klnącym na korki.

Stay tuned. Wkrótce trochę o technice jazdy w utrudnionych warunkach pogodowych, które - miejmy nadzieję - prędko nie nadejdą.

Ostatni Mohikanie zimą, czyli co zrobić, żeby nie przymarznąć do siodełka

Z twardych danych statystycznych wynika, że  największą popularnością na blogu cieszył się wpis o tym, jak zacząć jeździć na rowerze do pracy. Blog ożywa po kolejnej przerwie, więc - co by zacząć z przytupem - biorę się za kolejny tekst o charakterze poradnikowym, czyli: jak nie przestać jeździć na rowerze do pracy jesienią i zimą.

10 powodów, dla których nie warto rezygnować z roweru po sezonie, opublikował ostatnio ibike Kraków. Moim ulubionym jest syndrom ostatniego Mohikanina: "To uczucie, gdy przypinając jednoślad do stojaka pod pracą lub uczelnią okazuje się, że tylko ty wciąż jeździsz na rowerze – bezcenne". Jeżdżę jeszcze z kilku mniej narcystycznych przyczyn, ale Wy znajdźcie własny dobry powód, żeby rower nie zapadł w zimowy sen.

I to jest zasadnicza część tego wpisu. Bo powody można mieć, ale to jednak za mało, żeby przy pierwszym podmuchu północnego wiatru nie dać się zwiać z siodełka. Tak jak przy poprzednim miniporadniku nie namawiam Was do odzieżowej rewolucji i kupowania  kosmicznych wynalazków. (No, może za wyjątkiem 2 wypadków). Dobór odzieży i dodatków musicie w dużej mierze wypraktykować sami. Sądzę, że pomoże Wam to, co sama odkryłam w ciągu 2 sezonów.

TESTUJ! Jeśli już schowaliście rower do piwnicy, to przed pierwszą wyprawą do pracy zróbcie 20-minutową rundę w pobliżu domu. Przekonacie się o 2 sprawach. Po pierwsze, rowerzyście jest ciepło. Po drugie, nie we wszystko. Z rozmów z innymi ostatnimi Mohikanami wiem, że to dość indywidualna sprawa, co tam komu najbardziej marznie. Wszyscy jednak narzekamy na głowę (bez głupich żartów, proszę ;)), nogi ręce. Reszta w pierwszych minutach jazdy się rozgrzewa. No to po kolei, od końca.

UBIERZ SIĘ NA CEBULĘ, ale pamiętaj, że warstwa warstwie nie powinna być równa. Koszulka "dobrze wentylowana" [1] - zapomnijcie o wszystkich ciuchach w 100% z bawełny, dobrze wchłaniają pot i na tym polega problem. Jeśli przystaniecie na chwilę, przekonacie się, że mokry T-shirt zacznie Was szybko wyziębiać. W tym wypadku warto zainwestować w jakiś sportowy, termoaktywny ciuch. Na Allegro można kupić przyzwoitej jakości koszulki już w granicach 50 zł. 

Bluza z grubszego polaru [2] najlepiej się sprawdzi jako druga warstwa. Przy temperaturach poniżej 0 lubię też jeździć w wełnianych swetrach. Naturalna wełna doskonale się sprawdza przy wszystkich aktywnościach na świeżym, acz chłodnym powietrzu. Spytajcie górali! 

Kurtka [3], ale zdecydowanie nie typowa, ciężka zimówka, która jeszcze w dodatku będzie Wam krępować ruchy. Sprawdzą się cieńsze okrycia. Idealny będzie windstopper, ale zwykłe kurtki przeciwdeszczowe też dają radę. Najważniejsze, żeby wierzchnie okrycie sięgało za część, za którą plecy tracą swoją szlachetną nazwę. Zadbajcie, żeby Was nie podwiewało!


Spodnie - mi wystarczają grubsze dżinsy z dodatkiem elastycznych włókien. Jeśli temperatura spadnie poniżej zera, wkładam pod spód ciepłe legginsy. 

ZADBAJ O KOŃCZYNY I ŁEPETYNĘ! Zaciśnięte na kierownicy ręce, wystawione na podmuchy wiatru stopy i głowa - jeśli o nie nie zadbacie skutecznie zniszczą Wam całą przyjemność z jazdy. Rękawiczki to dla mnie chyba najważniejsza część zimowej odzieży, więc jest to drugi przypadek, gdy będę Was namawiać do inwestycji. Możecie wybrać albo typowe rękawiczki dla zimowych rowerzystów (na Allegro od 40 zł), albo kupić grube wełniane rękawice od górali. Osobiście wciąż nie mogę się zdecydować, które są lepsze. 

Czapka musi przede wszystkim dobrze chronić uszy. Najlepsze są więc wszystkie nakrycia głowy z podwójnym, wywijanym wykończeniem.

Buty - dla miłośników lycra style będzie to zapewne herezja, ale zimą jeżdżę albo w butach trekkingowych z bardzo grubą podeszwą, albo po prostu... w kozakach. Zeszłej zimy, a wszyscy pamiętamy, że nie było lekko, doskonale sprawdziły tzw. mukuluki! Trekkingowe buty zakładam, gdy temperatura oscyluje między 5 a 0. Ich minusem jest to, że gruba podeszwa nie daje na początku dobrego wyczucia pedałów, ale to kwestia przyzwyczajenia. Poniżej 0 zakładam mukuluki.

ZADBAJ O STYL - DODATKI. Sprawdziłam, że tyleż stylowymi, co nieodzownymi elementami wyposażenia zimowego rowerzysty są:

Okulary - zimowe słońce, gdy już wyjrzy zza chmur, jest ostre, więc nigdy nie zapominam o okularach przeciwsłonecznych. Z kolei wieczorem podmuchy wiatru potrafią wycisnąć sporo łez. Jeśli macie wrażliwe oczy, zakładajcie okulary z żółtymi albo białymi szybkami. Kilka sezonów temu zaopatrzyłam się w cyngle z wymiennymi szybkami i bardzo je sobie chwalę.
Getry - doskonale dodatkowo ogrzewają nogi i chronią wrażliwe stawy kostek. Jeśli przydarzy się Wam jazda w śniegu, ochronią Was przed nałapaniem białego puchu do butów.

Chusta - nawet jeśli macie golf albo wysoko zapinaną kurtkę warto dodatkowo ochronić szyję. Nie sprawdzą się grube szale, bo są zwykle zbyt ciepłe. (I na bogów, nie owijajcie sobie nimi twarzy i ust, to najlepsza droga do odmrożenia!)

Odziejcie się więc odpowiednio i dalej - na rower! NIE MA SENSU MARZNĄĆ NA PRZYSTANKU :)


W kolejnym wpisie, jak zadbać o rower jesienią i zimą, a w następnym trochę o jeździe w śniegu. 

Thursday, May 26, 2011

4.06.: Zobacz, jak sobie radzić z problemami Twojego bicykla

Czas temu jakiś pisałam o projekcie Zębatka (tutaj). Pomysł, w dość mocno zmienionej formie, postanowiła wcielić w życie zupełnie wyjątkowa ekipa z Rowerowni. Nie możecie tego przegapić!


Miewasz koszmary o pękającej na środku pustkowia dętce, bo nie poradziłbyś sobie z jej naprawą? Regulacja hamulców to dla Ciebie nie czarna, ale wręcz mroczna magia? Przerzutki odmawiają posłuszeństwa, ale nawet nie ośmielasz się myśleć o ich naprawie na własnę rękę?

Przyjedź 4 czerwca do Rowerowni na Rozbracie przy Pułaskiego 21a. Pokażemy, jak radzić sobie z problemami Twojego bicykla.

A konkretnie?
Zapraszamy Cię na otwarte warsztaty rowerowe dla osób, które nic albo bardzo niewiele wiedzą o naprawach rowerów. Będziemy na Ciebie czekać przy 4 stanowiskach o wiele mówiących nazwach: Przerzutki, Dętki, Hamulce i Pierdoły.

Startujemy od godz. 10:00. Co 60 minut do 16:00 przy każdym stanowisku rozpoczynać się będzie kolejna sesja. Nasi fachmani pokażą Ci, jak naprawić rower. Będzie okazja, żeby samemu się upaprać w smarach. Zobaczysz, jaka to frajda! Jeśli raz zaczniesz, nie będziesz mógł przestać!

Co jeszcze będzie się działo? 
      Przygotowujemy miejsce, w którym posiedzisz, pogadasz z fajną wiarą i posłuchasz dobrej muzy. Kto wie? Może właśnie tu znajdziesz wymarzoną ekipę na rowerowe ekskursje.

      Nie jesteś gadatliwy? Ok., będziesz mógł zaszyć się w kącie z czasopismami i książkami.  O rowerach, oczywiście!

      A może coś słyszałeś o Rozbracie, ale nigdy tu nie byłeś i jesteś ciekawy, co to za miejsce? Dobra, pokażemy Ci Rozbrat. Może kiedyś przyjdziesz tu na inne warsztaty albo zajrzysz do naszej biblioteki.

Przyprowadź znajomych, nawet jeśli nie mają ochoty naciągać hamulcowych linek. Nie będą się nudzić.

Co wziąć ze sobą na warsztaty? 
      Rower, najlepiej taki z problemami.
      Masz własne części i klucze? Weź. Jeśli nie, nie przejmuj się, mamy wszystko, co potrzebne.
      Jeśli boisz się, że nasze rękawiczki ochronne nie zabezpieczą Cię przed brudną robotą, przynieś coś, żeby doprowadzić się do ładu.

Jeśli będziesz miał ochotę dorzucić się do naszego składkowego stołu, daj popis kulinarnego kunsztu albo pozwól zarobić osiedlowemu sklepikowi.

A wszystko to za darmochę! Chyba że zechcesz wrzucić coś do ustawionej w dyskretnym miejscu puszki. Wszystkie datki pójdą na Rowerownię i zakup części.

Czekamy na Ciebie 4 czerwca od 10:00 przy ul. Pułaskiego 21a!
Do zobaczenia :)

Tuesday, May 10, 2011

Ask me why I cycle without a helmet

Film już od kilku godzin obiega internet. Zachęcam do obejrzenia całości po angielsku. To świetna prezentacja. W gruncie rzeczy nie tylko o rowerach :) Enjoy!


I jeszcze ilustracja tego, co Mikael pod koniec prezentacji nazywa "powerful symbol of rationality, of the good life and livable cities".



Sunday, May 8, 2011

Rajd do Radojewa (7.05.)

[Aktualizacja: 8.05., 14:06]
Dorzucam na końcu 2 fotki, które dostałam od "współradojwca". Wreszcie dowód, że też tam byłam! ;)

------------

Wczoraj pogoda była tak cudna, że niewybaczalnym błędem byłoby jej nie wykorzystać. No to wykorzystałam. Szczęśliwie, nie musiałam się wiele zastanawiać, co tu ciekawego wykombinować, bo zrobiła to za mnie Sekcja Rowerzystów Miejskich. Kolejny rajd w świetnym towarzystwie :) Tym razem najechaliśmy na Radojewo.

Trasa wiodła szlakiem rowerowym nad Jeziorem Rusałka, a następnie przez Strzeszyn, Suchy Las i Morasko. Wróciliśmy całkiem nieźle utrzymanymi drogami polnymi (częściowo Nadwarciańskim Szlakiem Rowerowym). W sumie około 33 km dość zróżnicowanymi drogami. Kto miał ochotę miał okazję nieco się zmęczyć ;)

 Gdzieś koło Złotnik

 Rowerzysta w pole wywiedziony? 

Radojewo: Barbarzyńcy pod pałacem rodziny von Treskow

Radojewo: Kiedyś w ogrodach nie stawiano krasnali tylko sztuczne ruiny...

W promieniach słońca i w otoczeniu rozbudzonej zieleni
nawet zaniedbany cmentarz rodzinny wydawał się dość... ożywiony.



Saturday, April 23, 2011

Wesołych jaj! Happy Easter!

Wesołego świętowania!
A tym, co nie świętują, relaksu w wolny poniedziałek!


Ps. Po świątecznym obżarstwie nie zapomnijcie spalić kalorii. Idźcie pojeździć! :)

Saturday, April 16, 2011

Strefa tempo30 - WTF?

Oczywiście przylazło to z obrzydliwego Zachodu. Pomysł jest tym ohydniejszy, że wziął się od Holendrów i Szkopów. Jest więc sprawą oczywistą, że wymyślili go wyłącznie po to, żeby dokuczyć prawdziwym polskim, katolickim kierowcom. Należy zbadać powiązania pomysłodawców z Powiernictwem Narodowym, masonami, gejami i feministkami. Powiązań z chrzanionymi cyklistami badać nie trzeba, bo są oczywiste.

Czym się te podejrzane elementy kierują przy wprowadzaniu chorego pomysłu?
Że niby będzie mniej wypadków wśród pieszych i rowerzystów? A na jaką ciężką cholerę to całe tałatajstwo pcha się na ulicę?! Ulice są dla samochodów - uczą tego w podstawówce, jełopy! Nie ma dróg rowerowych w centrum? No to nie jeździć! Nie po to ciągnę autko zza granicy, żeby potem sunąć w tempie staruchy pchającej wózek z zakupami albo dziadka jadącego na romecie! Ciszej ma być? Pomysł godny śmierdzącego liberała! To jest miasto, panowie degeneraci - ciszy się wam zachciewa? To wracać na wiochę. Redukcja spalin? Bzdura! Są samochody, to są spaliny. Co za PRL-owskie myślenie - samochód to zdobycz cywilizacji, tak jak pralka, lodówka i grill. Może jeszcze zabronicie jedzenia bigosu i grochu, żeby mniej gazów produkować, co? POSTAWIĆ ZNAK STOPU DLA NISZOWYCH STOWARZYSZEŃ CYKLISTÓW...

Tia, pewnie oddajcie całe centrum Poznania tym spoconym rowerzystom!!! Dorżnijcie handel w śródmieściu. Ciekawe, jak będziecie się tłumaczyć, kiedy karetka albo straż pożarna nie dojedzie na czas! I jeszcze zabierzcie miejsca parkingowe, żeby mogli przypinać te swoje dwa kółka... Cooo? Zabiorą?! To jak ja teraz będę od domu do biurka w robocie dojeżdżać :( Jakie kontrapasy-srontrapasy? Pod prąd ci wariaci teraz będą jeździć! To już do niczego nie podobne.

***

To by było na tyle, jeśli chodzi o podsumowanie forów poświęconych strefie tempo30 w Poznaniu (powyższy stek jest zlepkiem cytatów, niemal dosłownych). Dla tych, co są żądni poważnych opracowań na temat strefy tempo30:

A fotka zapożyczona od http://tytka.com.pl/
    Ale to lektura na wieczór. Dzisiaj piękna pogoda - idźcie pojeździć!

    Tuesday, April 12, 2011

    Strefa tempo 30 w Poznaniu!

    Na koniec dnia dobra wiadomość! Strefa tempo 30 w Poznaniu jest zatwierdzona! Pierwsze zmiany będą wprowadzane już w lipcu. Alleluja! Z tej radochy pewnie wkrótce coś skrobnę o tym rozwiązaniu. Teraz idę odtańczyć taniec dzikiej radości.

    Artykuł na poznan.gazeta.pl

    Historie z rowerem w tle

    W wolnej chwili wpisuję sobie różne rzeczy do wyszukiwarek i patrzę, co też mi tam podsuną. Ostatnio, poszukując inspiracji do wpisów wrzuciłam: "rower literatura". Wśród księgarni, sklepów rowerowych i innych takich udało mi się wyłowić świetny blog Historie z rowerem w tle.

    Blogerka pisze, że inspiracją do złożenia bloga stała się dla niej książka Jerome'a "Trzech panów na rowerach". (Jedna z tych książek, które stale zapominam, że mam przeczytać). Pomysł na wpisy jest zajefajny! Oprócz motywów literackich z rowerem w tle lub na pierwszym planie mają się także pojawiać: "wypisy ze starych (XIX wiecznych) przewodników rowerowych, a także zdjęcia i ilustracje z tego okresu. Przy okazji na pewno znajdzie się miejsce na nieco historii, oczywiście rowerowej, czy raczej historii roweru". Zapatrzeni w nasze codzienne rowerowe sprawy zapominamy, że pojawienie się bicykli zdrowo namieszało w kulturze, co udowadnia wpis Rower a emancypacja kobiet.

    Dowiedziałam się z niego, że istniała kiedyś Grupa Racjonalnego Stroju. Niby oczywiste, że rower musiał pomóc babom wyzwolić się z gorsetów, fiszbin, koronek i falbanek (GRS postulowała, by waga bielizny nie przekraczała... 7 funtów). Jednak skala tych zmian dzisiaj, w dobie lycry i kosmicznych kasków, jest po prostu trudna do wyobrażenia i zrozumienia! Jeden ze smaczków o niełatwym losie pierwszych cyklistek: "W obawie o morale kobiet (szczególnie z wyższych grup społecznych), powołano do życia specjalne organizacje, które aranżowały wycieczki rowerowe pod specjalnym nadzorem. Przewodziły im zacne kobiety o nieposzlakowanej opinii, zazwyczaj mężatki, wdowy lub stare panny powyżej 30 roku życia, które potrzebowały trzech referencji; dwóch od kobiet o niekwestionowanej pozycji społecznej i jednej od duchownego". Koniecznie przeczytajcie to w całości!


    Na blogu pojawiają się też niedzielne cytaty. Codziennie w drodze do pracy pokonuję dwa pokaźne pagórki, więc po prostu nie mogę się powstrzymać, żeby jednego "bąmocika" nie przytoczyć:
    Zwykły rower jest pojazdem napędzanym siłą mięśni.
    Rower jadący pod górę jest pojazdem napędzanym siłą woli. 

    Z całego serca życzę, żeby blog się rozwijał, a zapał do zamieszczania kolejnych wpisów nie malał! Z niecierpliwością wyglądam kolejnych historii z rowerem w tle! :) 

    Sunday, April 10, 2011

    Trochę bliżej Europy

    Ostatnio było na blogu trochę pierdoł, więc czas na solidny, poważny temat. Ciut spóźniony, bo informacje o zmianach w prawie rowerowym już się przetoczyły przez media i rowerowe portale, a teraz wszyscy przebieramy nóżkami w oczekiwaniu na podpisanie ustawy przez prezydenta. Może jednak ktoś się jeszcze nie wczytał albo poginęło mu z RSS, więc tytułem podsumowania...

    ***

    Soon polish law will be more biker friendly. Our parliament has changed the old and impractical rules.  Now we wait only for president's singnature. I sum up the most important changes. When the bikers' rights will come into force, we'll still have a lots to do. In Poland many drivers think that a biker is the worst enemy ;)

    Ma być lepiej! 

    • Wywalono w kosmos zapis o ustępowaniu podczas jazdy drogą rowerową pierwszeństwa skręcającemu samochodowi. Yea! Dla mnie absolutny top one tych zmian. Był to niemożebnie wpieniający zapis. W dodatku niezgodny z podpisaną przez Polskę lata temu Konwencją wiedeńską o ruchu drogowym.  
    • Na skrzyżowaniu będzie można jechać środkiem pasa, więc jest pewna szansa, że auta skręcające w prawo nie zrobią z Ciebie mokrej plamy. 
    • W trudnych warunkach atmosferycznych (mgła, gołoledź) można będzie wskoczyć na chodnik. Oczywiście tam piesi nadal rulez! Niestety, został utrzymany zapis, że dotyczy to wyłącznie dróg, na których dozwolona prędkość przekracza 50 km/h. Ujmę to tak, skoro na większości dróg kierowcy i tak przekraczają tę prędkość, to nikt nie namówi mnie do jazdy po Piątkowskiej w czasie silnego deszczu albo wichury.
    • Jeśli masz dziecię, które jeszcze nie sięga do pedałów, albo chcesz zabrać je na daleką wycieczkę - będziesz mógł zapakować je do przyczepki
    • Zdefiniowano m.in. śluzę rowerową i pas rowerowy, więc można się spodziewać, że już za chwilę nasze drogi będą wyglądały tak.
    • Wreszcie będzie można odszczeknąć paragrafem, gdy przy omijaniu aut w korku z prawej strony kierowcy zachce się uprzejmie zwrócić Ci uwagę.
    • Rowerzyści w pewnych sytuacjach będą mogli jeździć parami. Oczywiście nie po A4, ale już na przykład po zapyziałej gminnej drodze i owszem.
    • Masz trójkołowca albo rikszę? Super, nasze cudne drogi rowerowe staną przed Tobą otworem! Pod warunkiem jednak, że Twój pojazd nie ma więcej niż 90 cm szerokości. 

    Ale czy będzie?

    Kto na co dzień jeździ na rowerze wie, że prawo wreszcie zalegalizuje to, co każdy rowerzysta przy zdrowych zmysłach po prostu robi. Jak choćby uciekanie z ulicy przy kiepskiej pogodzie czy jazda środkiem pasa na skrzyżowaniu przy zmianie kierunku jazdy. No i git. 
    Teraz by się przydało wyedukować społeczeństwo za kółkiem, żeby zmiany w prawie przyjęło do wiadomości. Pobieżna lektura nagłówków z komentarzy pod artykułami o zmianach nie nastraja optymistycznie (całości tych bzdetów nie czytam - gwarantowany wkur... na kilka godzin). Wiadomo, że z różnych względów na przepisy najczęściej kładziemy lachę. Niektóre są tego warte, ale no kurde, tu chodzi o życie! Polska ma jeden z najwyższych odsetków w Europie zabitych rowerzystów! Przy okazji przydałaby się jakaś akcja pod hasłem: Kierowco - rowerzysta to nie twój wróg! I ciekawe, kiedy pojawią się drogi ze śluzami rowerowymi. Przed Euro chyba już nie zdążymy? ;)

    Saturday, April 9, 2011

    The battle is won!

    Viral starszy od węgla, ale dopiero teraz dowiedziałam się, że i rowery stały się tematem.* Wygląda na to, że i w Vancouver "bajkerzy" nie mieli lekko. Thanks God - the battle is won!
    No to cyk! Na dobry początek weekendu.


    A to dzięki: http://www.copenhagenize.com/

    Thursday, April 7, 2011

    Czarna Bila przyjazna rowerzystom

    Wczoraj wieczorem był pierwszy od dłuższego czasu wypad na bilard! Trudno powiedzieć, że gram... raczej próbuję i niedostatki nadrabiam zapałem. Bile śmigają. Nie tylko po stole! Ale ja nie o tym.


    Klub bilardowy Czarna Bila przy ul. Wielkiej w Poznaniu dostaje moją prywatną plakietkę miejsca przyjaznego rowerzyście. Już po raz kolejny okazało się, że obsługa chętnie przechowała rower na zapleczu. Mogłam więc skupić się na, ekhm, grze bez obawy, że ktoś właśnie odpiłowuje mi rower od znaku drogowego. (O ile przy samym Starym Rynku jest kilka stojaków ustawionych w ubiegłorocznej akcji Gazety Wyborczej, o tyle już w bocznych ulicach, do wyboru zostają śmietniki, latarnie albo drogowskazy).


    ****
    Yesterday I went with my friends to play pool. It's hard to say that I'm a good player but I'm really keen on this game..  But it's not the main topic! I would like to give my private mark - "a biker friendly place" - Black Ball on Wielka Street in Poznań (near The Old Town). One more time they took my bike and hid at the back. So I could focus on a game without worrying that someone was stealing my bike at the same time. (The Old Town Market - there are the bike racks but unfortunately on the backstreets you can fasten your bike only to the lamps or road signs).

    Monday, April 4, 2011

    Krejzi ;)

    To był wyczerpujący dzień. Deszcz, łupanie w palcu, który coraz bardziej przypomina nieświeży befsztyk, totalne załamanie pogody, a na koniec użeranie się z bankiem. Na szczęście życie rowerzysty to nie tylko kontuzje i upaprane błockiem nogawki. Jeśli i Was rzeczywistość dzisiaj nie pieściła, albo chcielibyście, żeby dopieściła Was nieco bardziej, to mam dobrą muzę. I trzy fotki.*

    * Gdy już skończyłam prawie ten wpis, pomyślałam, że wygląda, jak te książeczki z cyklu mądrości życiowe plus przesłodzone fotografie. Zwykle nosiły banalne tytuły w rodzaju "Życie jest piękne...", "Miłość ponad wszystko..." itp. No cóż, moje przesłanie to: chrzanić to wszystko, idę pojeździć!

    Let's get a little bit crazy! :P





    ... i coś na uspokojenie, bo czymże są nasze codzienne kłopoty względem wieczności!

    Saturday, April 2, 2011

    Rowerem nad Jezioro Lusowskie

    [Aktualizacja: 3.04. godz. 00:23] Właśnie pojawiła się relacja z rajdu na stronie Sekcji Rowerzystów Miejskich.

    RAJDY KSZTAŁCĄ

    Wiem, że nie wszyscy dobrną do końca tego wpisu, więc na początek najważniejsze:

    Dojazdy do pracy na rowerze Cię w ogóle nie kręcą albo już Ci nie wystarczają? Chcesz się wybrać na wycieczkę rowerową, ale nie masz z kim albo trochę się cykasz, bo na przykład Twoja orientacja w terenie pozwala Ci co najwyżej nie zabłądzić w drodze po bułki?

    Rozwiązaniem Twoich problemów jest zorganizowany rajd rowerowy.
    Na rajdy wybierają się rowerzyści wszystkich maści, hardcorowcy na wypasionych "bajkach" i miłośnicy spokojnej turystyki rowerowej. Przekrój wieku i sposobów jazdy jest taki, że po prostu nie ma bata - przy odrobinie otwartości znajdziesz ludzi, z którymi będziesz miał szansę pojechać na kolejną wyprawę.

    Czego jeszcze się nauczyłam?
    - Życie zaczyna się na emeryturze.
    - Duży palec u nogi nie jest potrzebny do pedałowania, za to niezbędny do chodzenia.
    - Jest taki żel, który błyskawicznie uszczelnia przebitą dętkę. Słyszał ktoś o tym? Muszę poszukać w necie.

    RAJD

    Powiem Wam, że gdy rano wyjrzałam za okno, czułam się, jakby odwołali Boże Narodzenie. Ciemno, mokro i wietrznie... WTF? A wczoraj się zastanawiałam, czy na rajd nie wskoczyć w krótkie spodenki. O małego słonia nie kupiłam nawet kremu przyspieszającego opalanie. Na szczęście po zimie mam znacznie podwyższoną tolerancję na pogodowe ekscesy. Postanowiłam więc przejechać się przynajmniej na miejsce zbiórki (Park Sołacki, k/Hotelu Meridian). Gdy przyjechałam, nieco przed czasem, frekwencja nie powalała. Jednak z minuty na minutę rowerzystów przybywało, a na koniec uzbierała się już spora gromada. No i przestało mżyć.

    [Szczegóły trasy]


    Pierdyknęłam słoneczko, bo jego brak był jedynym minusem. Nie napiszę jednak o pięknych widokach, bo nie zwracałam na nie uwagi. Trasa była łatwa, nie wymagała większego skupienia, a tempo jazdy - spacerowe. Dzięki temu większą część rajdu... przegadałam. Poznałam przemiłych ludzi, którzy uprawiają turystykę rowerową lokalnie i globalnie. W lipcu wybierają się do Belgii na 7. Tydzień Turystyki Rowerowej. To było inspirujące spotkanie i mam nadzieję, że zobaczymy się na kolejnych wyprawach!



    Po 2 godzinach pedałowania przyjechaliśmy nad Jezioro Lusowskie.


    Po drodze zatrzymaliśmy się na chwilę przy grobach zakrzewskich.


    Rajd zakończył się przy pętli tramwajowej na Junikowie.

    Thursday, March 31, 2011

    2 kwietnia z SRM do Lusowa


    Sekcja Rowerzystów Miejskich zaprasza najbliższą sobotę na wycieczkę nad Jezioro Lusowskie: "Zbiórka tradycyjnie o godz. 10.30 w parku Sołackim przed hotelem Meridian.

    Trasa wycieczki pobiegnie przez Ogrody, Las Marceliński, Skórzewo, a następnie przez Batorowo do Lusowa. W Lusowie planowany jest dłuższy postój nad malowniczo położonym Jeziorem Lusowskim."

    Sprawdźcie szczegóły i chodźcie na rower :)

    [Aktualizacja: 31.03. o 16:17] Prognoza pogody na sobotę

    Kobiety do rowerów

    Gdy zanęcałam do zamiany MPK albo blachosmroda na rower, radziłam, żebyście sobie odpuścili samodzielne machinacje przy "bajku" i dali zarobić porządnemu warsztatowi rowerowemu. Nie wycofuję tego - profesjonalny przegląd dobra rzecz. Można by jednak do planów na ten sezon dołożyć zdobycie przynajmniej podstawowej wiedzy o mechanice pojazdu, na którym się codziennie przemieszcza. Skąd wziął mi się taki pomysł? Przez ostatni tydzień jeździłam z opadającym siodełkiem. Opady nie były na szczęście gwałtowne, za to denerwująco systematyczne. Na przestrzeni 10 km siodełko zjeżdżało na tyle nisko, że musiałam złazić z roweru i je podnosić. I już miałam się wybrać do serwisu, gdy wreszcie przyjrzałam się dynskowi mocującemu sztycę i sama go dokręciłam. Przy okazji zgniotłam sobie palec, ale i tak jestem zadowolona z efektu. Już mi nie opada. Siodełko. Gdybym poszła z tą duperelą do warsztatu, panowie z Bicykla z pewnością znowu darliby łachę, ale nie w tym rzecz ;)

    W sezonie nawet drobna naprawa roweru w warsztacie trwa kilka dni. Dla mnie to tak wielka strata czasu, że aż chce mi się płakać. Z drugiej strony majsterkowania nikt mnie nie uczył, bo na zetpetach kazali mi siekać warzywa na sałatkę. Z nożem więc sobie radzę, ale z kluczami i śrubokrętami już nie. Z tego powodu wymiana dętki, regulacja hamulców albo centrowanie kół chwilowo przekracza moje wyobrażenia. Nie tylko ja tak mam. Wiele rowerzystek, a śmiem twierdzić, że i rowerzystów*, nie umie wykonać podstawowych napraw. Można z tym sobie radzić na różne sposoby, np. na każdą wycieczkę zabierać chłopa z narzędziami. Niestety P. konsekwentnie odmawia, pytając za każdym razem podejrzliwie, czy naprawdę chcę, żeby wyzionął ducha.** Można też przekroczyć własne wyobrażone lub rzeczywiste ograniczenia i się zwyczajnie naumieć.

    Tak w zeszłym roku postanowiła zrobić grupa rowerzystek z Warszawy. Akcję nazwano wdzięcznie "Zębatka".




    Piszę o tym w nadziei, że ktoś podchwyci i zorganizuje podobną akcję w Poznaniu. Pomysł gotowy, do wzięcia, rozszerzenia i zmodyfikowania. Były to 5-godzinne warsztaty wyłącznie dla dam.*** Panie uczyły się m.in. łatać dętki, rozkręcać koło, wymieniać szczęki hamulcowe i odpowiednio konserwować rower. Jak wynika z programu, warsztatów było 8 i każdy dotyczył innego typu roweru. Część praktyczną wzbogaciła teoria: omówienie budowy każdego elementu, przy którym majstrowano. Organizatorki namówiły do współpracy warszawskie warsztaty rowerowe i zapewniły uczestniczkom "narzędzia, instruktorki_ów, rowery – jeśli ktosia chce się uczyć, a nie ma roweru (jeszcze:)". No i wstęp był wolny. Jak to wszystko wyglądało, możecie zobaczyć na zdjęciach.

    Organizatorki akcji pomyślały też o internaut(k)ach i na swojej stronie umieściły kilka instruktażowych filmów. Egoistycznie zamieszczam ten o wymianie dętki. Kto czytał bloga w zeszłym roku, wie, że wybuchające opony doprowadzały mnie do białej gorączki.


    Kilka dni temu napisałam mail do organizatorek, by dowiedzieć się, czy planują podobną akcję w tym roku. Na razie odpowiedź nie dotarła, ale obiecuję, że jeśli tylko się odezwą, dam Wam znać. Możecie też dołączyć do "zębatek" na fejsie, choć na razie niewiele tam się dzieje. Mam jednak nadzieję, że ekipa się reaktywuje.

    * Ci jednak się nie przyznają i prędzej rozłożą rower na części, a potem będą go składać do zimy. Yep, to szowinistyczna uwaga poparta jednak faktami, których dla mojego własnego dobra nie ujawnię publicznie.

    ** Istnieje obawa, że P. się za bardzo dotleni po godzinach spędzanych przed kompem. Prawda jest jednak taka, że jeździ jak szatan i jedna z naszych nielicznych wspólnych wycieczek polegała na tym, że czekał na mnie przy każdym zakręcie.

    *** Brak parytetu wyjaśniono tak: "Bo ze względu na obowiązujące w naszym społeczeństwie wzory kulturowe kobiety mają mniejszą szansę na zdobycie praktycznych umiejętności technicznych". Zgoda, sama  o tym powyżej napisałam. Jednak osobiście wpuściłabym na zajęcia chłopów, którzy się wychowali poza wzorcem.

    Monday, March 28, 2011

    Dobrze jest postawić przy żubrze?

    Znajomi z fejsa już to znają, ale zbieranie materiałów do nowego wpisu trochę się przeciąga, więc podrzucam Wam przykład, jak się nie powinno (nie)zabezpieczać roweru. Fotki wrzucam z czystym sumieniem, bo nie robię tu komuś koło piór, tylko pokazuję Wam przykład mojej własnej bezmyślności. Na swoje usprawiedliwienie mam tyle, że spieszyłam się do fabryki, a zapachowi świeżego chleba oprzeć się nie mogłam. No i wyszło, jak wyszło. Na szczęście pani sprzedawczyni była na tyle miła, że cały czas "blinkała" na moje dwa kółka. Krótko mówiąc, minus dla sklepu za brak stojaków, plus dla obsługi za społecznie odpowiedzialną postawę i liść otrzeźwienie dla mnie.


    Saturday, March 26, 2011

    Bicycle Film Festival

    Dziesięć lat temu nowojorski rowerzysta został potrącony przez autobus. Czy dostał astronomiczne odszkodowanie od transportu miejskiego? Nie wiem. Czy został tajemniczym mścicielem wymierzającym sprawiedliwość kierowcom niezważającym na "bajkerów"? Chyba nie. Brent Barbur powołał do życia Bicycle Film Festival.

    W ciągu dekady BFF trafił do 37 miast na całym świecie i w każdym jest wielkim świętem rowerzystów. Towarzyszą mu imprezy, wystawy, koncerty i pokazy. Festiwal startuje w czerwcu w Nowym Jorku, by potem przenosić się do kolejnych miejsc. W Europie odbywa się oczywiście w Kopenhadze i Amsterdamie, ale także w miastach, które nie od razu kojarzą się z tłumami rowerzystów na ulicach, m.in. w Atenach, Lizbonie, Monachium, Milano i Wiedniu.

    Kto może zgłosić film? Każdy. I tu uwaga: wciąż można przesyłać filmy do tegorocznej edycji. Dzisiaj na Facebooku organizatorzy ogłosili, że przedłużają termin do 7 kwietnia :) Kto zasiada w jury? Nikt, bo takowego nie ma. Nie ma też nagród ani czerwonych dywanów, a mimo to BFF przyciągnął do udziału nie tylko amatorów, ale i kilka filmowych sław. Byli wśród nich amerykański filmowiec i twórca świetnych teledysków Spike Jonz (pamiętacie Weapon of Choice Fatboy Slima z Christopherem Walkenem drwiącym z grawitacji?), Neistat Brothers - filmowcy z Nowego Jorku, którzy w 2003 r. narobili sporo szumu filmem  iPod's Dirty Secret, a także duński reżyser i poeta, Jorgen Leth.

    Różnorodność filmów, tematów i środków artystycznych zapiera dech. Od paradokumentu o tym, jak się kradnie rower w Nowym Jorku (Neistat Brothers Bike Thief), do poetyckiej opowieści o niemal  intymnym związku cyklisty z rowerem (Petter Madden The Tall Old Lady). Od portretu kolarskiej legendy Gino Bartaliego (Erik van Empel Tour of Legends) do historii o włoskim konstruktorze rowerów Giovannim Pelizzolim (Daniel Leeb Soul of Steel). Wreszcie od historii imigrantów z Trynidadu i Tobago, przerabiających stare rowery na mobilne dyskoteki (Joe Stevens & Nicolas Randall Made in Queens), do zabawnej kreskówki pokazującej, jak na rowerze prezentują się zwierzęta i przedmioty (Chris Jolly Some Things Ride A Bicycle). Oto krótkie podsumowanie przygotowane przed tegorocznym 11. festiwalem:

       
    Zobaczcie też urzekający prostotą film reklamujący 10. festiwal:


    Strona festiwalu: http://www.bicyclefilmfestival.com/

    Friday, March 25, 2011

    Rowerem do pracy

    No tośmy wczoraj powspominali, a teraz czas z podniesionym czołem spojrzeć w przyszłość. Robi się ciepło, więc na stronach popularyzujących jazdę na rowerze mnożą się rozmaite poradniki.* Będę 'tłendi' i też Wam coś poradzę - zacznijcie wreszcie jeździć rowerem do roboty! Nie grzebcie dobrych chęci obok noworocznych i urodzinowych postanowień.**

    No to jak, korci Was? Ale boicie się, że w ostatecznym rozrachunku więcej z tym wszystkim ambarasu niż zabawy? Ej, jeżdżenie na rowerze do pracy to nie sport ekstremalny. Nie trzeba się do tego przygotowywać jak do wyprawy na Kilimandżaro. Warto jednak parę rzeczy wiedzieć, żeby nie zniechęcić się na starcie. A zatem, jak pisał pewien człowiek, któremu na czas nie odebrano dostępu do materiałów piśmienniczych, 'do ad rem'. 

    Poczytajcie poradniki w necie albo pogadajcie ze znajomymi, którzy przyjeżdżają na rowerze do pracy. Zbierzecie mnóstwo informacji. Potem uruchomcie zdrowy rozsądek. Podarujcie sobie dyskusje o wyższości jednego typu roweru nad drugim. Zduście w sobie pokusę, żeby od stóp do głów odziać się w lycrę. Przypuszczalnie macie 90% rzeczy potrzebnych, żeby wygodnie dojeżdżać do pracy na rowerze.

    Zadbajcie, żeby rower był w dobrym stanie technicznym. Nic tak nie zniechęca, jak złapanie pierwszego dnia gumy albo zacinające się przerzutki. Nie mówiąc o tym, że zapuszczony rower to prosta droga do wypadku. Lubicie się paprać w smarach, dokręcać śrubki i wydaje Wam się, że coś wiecie o centrowaniu kół? Ekstra, ale tym mniej uzdolnionym albo leniwym jak ja proponuję znalezienie dobrego warsztatu rowerowego. Dobrego, czyli takiego, gdzie z równym zaangażowaniem zajmą się rowerem droższym niż samochód i kompletnym 'nołnejmem'. No i takiego, w którym przegląd nie będzie kosztował więcej niż rower.*** A przy odbiorze 'bajka' kupcie sobie oświetlenie na tył i przód.

    Przed pierwszym przyjazdem na rowerze przywieźcie do pracy kilka drobiazgów. Warto to zrobić wcześniej, żeby pierwszego dnia nie jechać objuczonym jak muł. Chyba większość z nas pracuje w miejscach, gdzie na szybki prysznic raczej nie można liczyć. A nie oszukujmy się, podczas jazdy spocicie się. Jeśli dotąd nie dbaliście o tężyznę fizyczną, to pewnie będziecie bardzo spoceni. Warto mieć więc na podorędziu nawilżone chusteczki. W szufladzie trzymam jeszcze dezodorant do stóp i antyperspirant, a także zapasową parę spodni i T-shirt. Na co mi garderoba? Ano, nie łudźcie się, przyjdzie taki dzień, że w drodze złapie Was cudowny wiosenny/letni deszczyk albo wściekła ulewa. Głupio przez 8 godzin siedzieć w mokrych ciuchach.

    Słowo do Was, kochaniutkie. Nie musimy rezygnować z makijażu! Wiem, że są takie magiczne istoty, które  tak się pacykują, że nic im się nie rozmazuje ani nie świeci, niezależnie od okoliczności. Zwykłym śmiertelniczkom radzę dorzucić do szuflady z chusteczkami i dezodorantem fluid i tusz, czy czego tam potrzebujecie, żeby nie straszyć ludzi. Zakładam przy tym, że nie robicie makijażu przez godzinę - kierownik mógłby się wkurzyć.

    Ubierzcie się wygodnie. Mhm, banał. No to kolejny: każdy rowerzysta trochę inaczej będzie rozumiał 'wygodnie'. Po jednej stronie mamy zwolenników cycle chic. Temat rzeka, poszukajcie w necie - zobaczycie świetne zdjęcia zrelaksowanych ludzi jeżdżących na rowerze w garniturach, spódnicach i szpilkach.**** Po drugiej stronie są ci wszyscy terminatorzy w opiętych gatkach. Po 3 latach dojeżdżania do pracy w kwestii rowerowego szyku jestem gdzieś po środku. Termoaktywna koszulka, wiatrochronna kurtka, rękawiczki - tak, gatki z lycrą już niekoniecznie. Mam też to szczęście, że w pracy mogę bezkarnie paradować cały rok w dżinsach. Na miejscu zmieniam koszulkę oraz skarpetki i jestem już gotowa do pracy na rzecz. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy tak ma. Musicie po prostu wypracować własne rozwiązania. Najważniejsze, żebyście nie wozili w plecaku albo sakwach całej szafy.

    Obczaj drogę i zastanów się, czy już czas. Radzę Wam pierwszą drogę do pracy zrobić na przykład w sobotę. Wiem, sadyzm. Nie będziecie jednak jechać pod presją czasu i spokojnie ocenicie, ile zajmuje Wam dojazd. Poza tym na drogach będzie dużo mniejszy ruch niż w porannym szczycie, więc sprawdzicie, czy jesteście już gotowi do jazdy ulicą, czy może lepiej będzie od czasu do czasu zjechać na chodnik. Zastanówcie się także, czy marzec to moment, kiedy chcecie zaczynać przygodę z rowerem. Poranki bywają jeszcze chłodne, a pogoda kapryśna. Może warto na początek wybrać tylko dzień lub dwa w tygodniu, gdy zamienicie samochód albo miejski transport na rower? Pozwólcie, żeby rower zmieniał Wasze życie niepostrzeżenie. Na lepsze. Rewolucje odradzam - są gwałtowne, krwawe i krótkotrwałe, zostaje po nich trauma.

    No i najważniejsze - to ma być przyjemność i sposób na wygodne przemieszczanie się z miejsca na miejsce. Odnajdźcie swoje tempo i zróbcie wszystko, żeby do pracy nie przyjechać z trzęsącymi się nogami i skróconym oddechem. Stroma górka? Nie wstydźcie się zejść z roweru. Za miesiąc będziecie pod nią podjeżdżać bez najmniejszego wysiłku. Cieszcie się jazdą! Podzielcie sobie trasę na 3 etapy. Na pierwszym rozgrzewka, na drugim można trochę depnąć, ale na początku bez przesady. Trzeci nazywam odzyskiwaniem godności osobistej - zwalniam, wyrównuję oddech, pozwalam, żeby pot na czole nieco obeschnął. Dzięki takiemu podejściu nie będziecie ze strachem myśleć o powrocie do domu, tylko cieszyć się relaksem, który czeka Was po 8 godzinach orki.  

    * Niektóre z tych artykułów są naprawdę niezłe, bo zdroworozsądkowe. Polecam artykuł Jak się ruszyć z kanapy i nie osiwieć.
    ** W przeciwieństwie do realizacji wyżej wymienionych jazda na rowerze to frajda. W dodatku może Wam pomóc w realizacji dwóch z trzech wymienionych.
    *** Poznaniacy i mieszkańcy okolic, Wam szczerze polecam Bicykl na Piątkowie.
    **** I Poznań ma swój blog Cycle Chic. Zajrzyjcie koniecznie!

    Wednesday, March 23, 2011

    To już za nami

    21 marca P. uroczyście oznajmił: "Dotrwaliśmy do wiosny!". Triumf zawarty w tym prostym stwierdzeniu - przyznacie - nie był bezpodstawny. Letko nie było. Na szczęście miętcy nie jesteśmy i z pomocą centralnego ogrzewania, imbiru, cytryn i domowych nalewek daliśmy radę. Teraz, grzejąc się w pierwszych promieniach słońca, mogę już snuć kombatanckie wspomnienia.

    Co mnie w tym roku siekło, żeby jeździć zimą na rowerze? Dałam się wkręcić pogodzie, ot co!* Pamiętam taki dzień w styczniu, gdy słupek rtęci, czy co tam teraz pakują do termometrów, skoczył do przyjemnych okolic zera. Potem z dnia na dzień temperatura zwodniczo powoli spadała. Skoro dałam radę przy -3, to przecież przy -5 nie może być dużo gorzej. Tym sposobem pod koniec tygodnia deptałam przy -10 pod wiatr, który zamrażał gałki oczne. I wiecie co? Było super! Z lubością graniczącą z ekstazą mijałam ludzi przytupujących z zimna na przystankach. Bawiłam się świetnie. Do pierwszej śnieżycy.

    Mała dygresja. Przeczytałam cały internet na temat rowerowania zimą. Wyłaniał się z tego - jak to się mówi na lekcjach polskiego - romantyczny obraz.** W skrócie rzecz ujmując, jazda w śniegu i po śniegu miała się niewiele różnić od wycieczek w nietrudny teren. Sypki śnieg był porównywany do piasku, a ten już udeptany - do jazdy po asfalcie. W zasadzie to zimą miało być nawet bezpieczniej. Bo na co byście woleli glebnąć? Na leśną ścieżkę pokrytą listowiem? Czy na tę samą ścieżkę pokrytą śnieżnym puchem?

    Nooooooooot! Piasek nie okleja hamulców i mechanizmu przerzutki. A jazda po udeptanym śniegu z mini-muldami jest na dłuższą metę tak... - nie mogę tu użyć adekwatnego słowa, bo blog obserwuje moja Mama - że z rozczuleniem zaczynasz myśleć o poz-bruku, którym w Poznaniu tak ochoczo wykłada się drogi rowerowe. Narzekam, nie bojąc się, że kogoś tu zniechęcę do jazdy na rowerze, bo przecież do przyszłej zimy wy już nie będzie pamiętać tego wpisu, a ja tego, co napisałam.

    Z kronikarskiej powinności dorzucam zdjęcia dokumentujące moje zimowe zmagania. Trzy. Tylko tyle razy odważyłam się ściągnąć rękawiczki.





    * Nie bez znaczenia był świeżo zakończony romans z jogą powiązany z mocnym postanowieniem utrzymania przez zimę w miarę przyzwoitej wagi. Związek z jogą był krótki, burzliwy i bolesny. Do pewnego stopnia nawet upokarzający. Ile można unosić kość ogonową do sufitu w rozpaczliwych próbach zrobienia psa z głową w dole? Czarę goryczy przepełniły nieudane próby nawiązania kontaktu z "guzami kulszowymi" i zrozumienia, o co do... (nadzór rodzicielski) chodzi z tymi żywymi stopami.

    ** W sumie na początku wiosny nie ma to większego sensu, ale i tak napiszę wam, co moim zdaniem warto z tego wszystkiego zapamiętać: ubieraj się na cebulkę, obniż siodełko i zmniejsz ciśnienie w oponach.

    Tuesday, March 22, 2011

    Wiosenne porządki

    Poczułam przypływ energii, więc chwyciłam za miotłę i trochę posprzątałam na blogu. Chcę przy tym z dumą podkreślić, że roweru odkurzać nie musiałam, bo sezon zaczęłam już po pierwszych roztopach w styczniu. Dowody rzeczowe dorzucę jutro. Zakładanie dwóch par spodni, skarpet i rękawiczek*, odkuwanie lodu z hamulców i niekontrolowane poślizgi się opłaciły. Wiosenne wichury i opady w zeszłym tygodniu były naprawdę miłą odmianą po lutej zimie, którą - niech bogom będą dzięki - mamy za sobą, alleluja.

    Od Dnia Wagarowicza nie można narzekać na pogodę (tfu, tfu na psa urok!), ale wiem, że dla niektórych temperatury w okolicach 10 stopni nadal są wysoce podejrzane. Porada tygodnia: zimno? No to trzeba szybciej pedałować. Kondycja nie teges? Zadbajcie o uszy. Mnie w tym tygodniu dodatkowo grzeje Roisin Murphy i "Ruby Blue".


    * Wiem, wiem, trzeba było sobie kupić ciepłe galoty dla rowerzystów. Święta jednak skutecznie wydrenowały portfel, a Gwiazdor jakoś nie dał się przekonać do pomysłu nabycia drogą kupna termoaktywnej bielizny, choć mało seksownej, to jednak chroniącej dupsko przed odmrożeniami. Poza tym przyznam, że bawiło mnie sprawdzanie, ile ciuchów można na siebie włożyć, nie ograniczając przy tym znacząco swobody ruchów. Okazało się, że całkiem sporo.

    ** Nie, nie namawiam nikogo do samobójstwa i jeżdżenia ulicą z nastawioną na całą epę muzyką. Zdrowy rozsądek jest wysoce w tej kwestii wskazany. Wysoce! Podłączam swój system nerwowy do empetrójki, gdy jestem na ścieżce rowerowej albo gdy jadę chodnikiem.***

    *** Tak, przyznaję - bywa, że jeżdżę po chodnikach. Bo choć polscy prawodawcy wreszcie dostrzegli, że jazda ulicą w czasie ulewy, to sport ekstremalny, to niestety nie wzięli pod uwagę, że jazda polskimi ulicami po polskiej zimie w towarzystwie polskich kierowców, to już prawdziwe balansowanie na krawędzi.