Showing posts with label na rowerze do pracy. Show all posts
Showing posts with label na rowerze do pracy. Show all posts

Sunday, November 27, 2011

Ostatni Mohikanie i ich rumaki, czyli jak zadbać o rower zimą

Pogoda w tym roku jest wyjątkowo łaskawa dla rowerzystów. Zachowajcie jednak czujność - "Winter is coming!". Deszcz, śnieg, a przede wszystkim sól, którą tak rozrzutnie sypią na naszych drogach, mogą porządnie dać się we znaki rowerowi. W internecie znajdziecie nawet porady, żeby zimą przesiąść się na tańszy, starszy rower, którego nie będzie żal dorżnąć. Można i tak, ale moim zdaniem przedmioty - nawet tak wyjątkowe jak rower - są po to, żeby je używać i zużywać. Przy odrobinie wysiłku ochronicie swoje dwa kółka i zapewnicie sobie komfort jazdy.

Przegląd przed zimą?
Warunki na drogach będą trudne, więc musicie być pewni, że rower po lecie jest w dobrym stanie technicznym. Jeśli sporo jeździliście, można nawet zrobić przegląd. (No, chyba że ktoś wziął udział w czerwcowych warsztatach w Rowerowni i teraz sam sobie poradzi z "nareperowaniem" :)). Serwisy świecą po sezonie pustkami, więc możecie liczyć na zrobienie roweru nawet w jeden dzień. Niestety, ceny w związku z tym nie spadły. Nie dajcie się jednak namówić na żadną wymianę osprzętu! Duże zakupy - wiosną, teraz w zupełności wystarczą naprawy, które wchodzą w zakres przeglądu: regulacja hamulców, przerzutek, centrowanie kół, smarowanie.

Na czym nie warto oszczędzać?
Na 4 rzeczach: klockach hamulcowych, oświetleniu, błotnikach i smarze.

Klocki hamulcowe. Filozofii nie ma - na mokrej powierzchni droga hamowania się wydłuża. Wyregulowane hamulce z nowymi klockami to nie kwestia komfortu jazdy tylko bezpieczeństwa. Absolutny, bezdyskusyjny "must have".

Oświetlenie. Jeśli jeździcie na 8 godzin do pracy, to albo rano, albo po południu będziecie wracać po ciemku. Zresztą w ciągu dnia na dworze panuje szaruga i widoczność też jest znacznie gorsza. O tej porze roku po prostu nie ma wymówek - odblaski nie wystarczą. Jest kompletnie bez znaczenia, czy jeździcie wyłącznie drogami rowerowymi albo chodnikami, czy ulicą. Tylko w tym tygodniu parę razy zdarzyło mi się na drodze dla rowerów w ostatniej chwili uniknąć zderzenia z dziabągiem, który poskąpił na światełka. Ludzie! Trochę wyobraźni! Krótko mówiąc, jesienią i zimą robimy z roweru dyskotekę - migamy wściekle od kierownicy i od zadniej strony. I nie zapominamy zapakować do torby zapasowych baterii do lampek.

Na przód warto rozważyć zakup lampki, która nie tylko będzie sygnalizowała Waszą obecność na drodze, ale i w razie potrzeby oświetlała trasę przed Wami. Przydaje się to w naszych niedoświetlonych miastach. Dostępna jest cała gama lampek ledowych, które są stosunkowo drogie. Co by taka lampka dobrze pełniła swoją rolę, potrzebnych jest przynajmniej 5 ledów, a to już koszt od 70 zł w górę. Żeby zaoszczędzić, możecie kupić lampkę z żarówką o mocy 1V. Sprawdziłam, świetnie się spisuje nawet tam, gdzie jest ciemno jak w głębokiej... pupie.

Błotniki. Tak, wiem, prawdziwi twardziele nie montują do roweru błotników. No, ostatecznie kupują połówki, które można szybko zdemontować. Prawdziwi twardziele mają też błoto w gaciach, przemoczone papcie i kompletnie zafajdany rower. Bo pełne błotniki nie tylko chronią Was, ale i najmniej odporne na wodę i sól części Waszych rowerów. Montaż takich błotników jest bardziej kłopotliwy niż połówek na szybkozłączki, ale warto się pomęczyć. Wie to każdy, kto w deszczu jechał z nieosłoniętymi oponami. Leniwcom, takim jak ja, radzę po prostu kupić błotniki w sklepie z serwisem i poprosić o montaż. W przyzwoitych serwisach usługa jest darmowa.


Smar do łańcucha. Jesienią i zimą smar szybko się wypłukuje, więc po każdej trasie w deszczu czy śniegu, czyścimy i osuszamy łańcuch oraz smarujemy. Powtórzę, czyścimy, potem smarujemy ;) Nie używamy żadnych WD40 ani innych domowych wynalazków, tylko smaru z teflonem. Polecam FinishLine - nie jest tani, ok. 20 zł za buteleczkę, ale za to wydajny. Opakowanie z pewnością starczy Wam na zimę, a i pewnie sporo na wiosnę zostanie.

No i co? Nie ma tragedii, parę drobnych inwestycji i Wasz bicykl jest gotowy na zawieje i zamiecie. No, to ubieramy się i ruszamy. Z wysokości siodełka śmiejemy się w twarz skulonym na przystankach ludziom i kierowcom klnącym na korki.

Stay tuned. Wkrótce trochę o technice jazdy w utrudnionych warunkach pogodowych, które - miejmy nadzieję - prędko nie nadejdą.

Friday, March 25, 2011

Rowerem do pracy

No tośmy wczoraj powspominali, a teraz czas z podniesionym czołem spojrzeć w przyszłość. Robi się ciepło, więc na stronach popularyzujących jazdę na rowerze mnożą się rozmaite poradniki.* Będę 'tłendi' i też Wam coś poradzę - zacznijcie wreszcie jeździć rowerem do roboty! Nie grzebcie dobrych chęci obok noworocznych i urodzinowych postanowień.**

No to jak, korci Was? Ale boicie się, że w ostatecznym rozrachunku więcej z tym wszystkim ambarasu niż zabawy? Ej, jeżdżenie na rowerze do pracy to nie sport ekstremalny. Nie trzeba się do tego przygotowywać jak do wyprawy na Kilimandżaro. Warto jednak parę rzeczy wiedzieć, żeby nie zniechęcić się na starcie. A zatem, jak pisał pewien człowiek, któremu na czas nie odebrano dostępu do materiałów piśmienniczych, 'do ad rem'. 

Poczytajcie poradniki w necie albo pogadajcie ze znajomymi, którzy przyjeżdżają na rowerze do pracy. Zbierzecie mnóstwo informacji. Potem uruchomcie zdrowy rozsądek. Podarujcie sobie dyskusje o wyższości jednego typu roweru nad drugim. Zduście w sobie pokusę, żeby od stóp do głów odziać się w lycrę. Przypuszczalnie macie 90% rzeczy potrzebnych, żeby wygodnie dojeżdżać do pracy na rowerze.

Zadbajcie, żeby rower był w dobrym stanie technicznym. Nic tak nie zniechęca, jak złapanie pierwszego dnia gumy albo zacinające się przerzutki. Nie mówiąc o tym, że zapuszczony rower to prosta droga do wypadku. Lubicie się paprać w smarach, dokręcać śrubki i wydaje Wam się, że coś wiecie o centrowaniu kół? Ekstra, ale tym mniej uzdolnionym albo leniwym jak ja proponuję znalezienie dobrego warsztatu rowerowego. Dobrego, czyli takiego, gdzie z równym zaangażowaniem zajmą się rowerem droższym niż samochód i kompletnym 'nołnejmem'. No i takiego, w którym przegląd nie będzie kosztował więcej niż rower.*** A przy odbiorze 'bajka' kupcie sobie oświetlenie na tył i przód.

Przed pierwszym przyjazdem na rowerze przywieźcie do pracy kilka drobiazgów. Warto to zrobić wcześniej, żeby pierwszego dnia nie jechać objuczonym jak muł. Chyba większość z nas pracuje w miejscach, gdzie na szybki prysznic raczej nie można liczyć. A nie oszukujmy się, podczas jazdy spocicie się. Jeśli dotąd nie dbaliście o tężyznę fizyczną, to pewnie będziecie bardzo spoceni. Warto mieć więc na podorędziu nawilżone chusteczki. W szufladzie trzymam jeszcze dezodorant do stóp i antyperspirant, a także zapasową parę spodni i T-shirt. Na co mi garderoba? Ano, nie łudźcie się, przyjdzie taki dzień, że w drodze złapie Was cudowny wiosenny/letni deszczyk albo wściekła ulewa. Głupio przez 8 godzin siedzieć w mokrych ciuchach.

Słowo do Was, kochaniutkie. Nie musimy rezygnować z makijażu! Wiem, że są takie magiczne istoty, które  tak się pacykują, że nic im się nie rozmazuje ani nie świeci, niezależnie od okoliczności. Zwykłym śmiertelniczkom radzę dorzucić do szuflady z chusteczkami i dezodorantem fluid i tusz, czy czego tam potrzebujecie, żeby nie straszyć ludzi. Zakładam przy tym, że nie robicie makijażu przez godzinę - kierownik mógłby się wkurzyć.

Ubierzcie się wygodnie. Mhm, banał. No to kolejny: każdy rowerzysta trochę inaczej będzie rozumiał 'wygodnie'. Po jednej stronie mamy zwolenników cycle chic. Temat rzeka, poszukajcie w necie - zobaczycie świetne zdjęcia zrelaksowanych ludzi jeżdżących na rowerze w garniturach, spódnicach i szpilkach.**** Po drugiej stronie są ci wszyscy terminatorzy w opiętych gatkach. Po 3 latach dojeżdżania do pracy w kwestii rowerowego szyku jestem gdzieś po środku. Termoaktywna koszulka, wiatrochronna kurtka, rękawiczki - tak, gatki z lycrą już niekoniecznie. Mam też to szczęście, że w pracy mogę bezkarnie paradować cały rok w dżinsach. Na miejscu zmieniam koszulkę oraz skarpetki i jestem już gotowa do pracy na rzecz. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy tak ma. Musicie po prostu wypracować własne rozwiązania. Najważniejsze, żebyście nie wozili w plecaku albo sakwach całej szafy.

Obczaj drogę i zastanów się, czy już czas. Radzę Wam pierwszą drogę do pracy zrobić na przykład w sobotę. Wiem, sadyzm. Nie będziecie jednak jechać pod presją czasu i spokojnie ocenicie, ile zajmuje Wam dojazd. Poza tym na drogach będzie dużo mniejszy ruch niż w porannym szczycie, więc sprawdzicie, czy jesteście już gotowi do jazdy ulicą, czy może lepiej będzie od czasu do czasu zjechać na chodnik. Zastanówcie się także, czy marzec to moment, kiedy chcecie zaczynać przygodę z rowerem. Poranki bywają jeszcze chłodne, a pogoda kapryśna. Może warto na początek wybrać tylko dzień lub dwa w tygodniu, gdy zamienicie samochód albo miejski transport na rower? Pozwólcie, żeby rower zmieniał Wasze życie niepostrzeżenie. Na lepsze. Rewolucje odradzam - są gwałtowne, krwawe i krótkotrwałe, zostaje po nich trauma.

No i najważniejsze - to ma być przyjemność i sposób na wygodne przemieszczanie się z miejsca na miejsce. Odnajdźcie swoje tempo i zróbcie wszystko, żeby do pracy nie przyjechać z trzęsącymi się nogami i skróconym oddechem. Stroma górka? Nie wstydźcie się zejść z roweru. Za miesiąc będziecie pod nią podjeżdżać bez najmniejszego wysiłku. Cieszcie się jazdą! Podzielcie sobie trasę na 3 etapy. Na pierwszym rozgrzewka, na drugim można trochę depnąć, ale na początku bez przesady. Trzeci nazywam odzyskiwaniem godności osobistej - zwalniam, wyrównuję oddech, pozwalam, żeby pot na czole nieco obeschnął. Dzięki takiemu podejściu nie będziecie ze strachem myśleć o powrocie do domu, tylko cieszyć się relaksem, który czeka Was po 8 godzinach orki.  

* Niektóre z tych artykułów są naprawdę niezłe, bo zdroworozsądkowe. Polecam artykuł Jak się ruszyć z kanapy i nie osiwieć.
** W przeciwieństwie do realizacji wyżej wymienionych jazda na rowerze to frajda. W dodatku może Wam pomóc w realizacji dwóch z trzech wymienionych.
*** Poznaniacy i mieszkańcy okolic, Wam szczerze polecam Bicykl na Piątkowie.
**** I Poznań ma swój blog Cycle Chic. Zajrzyjcie koniecznie!