Friday, December 9, 2011

Ostatni Mohikanie, czyli jak nie spaść z siodełka

Późną jesienią i zimą się jeździ. Ubiera się ciepło, ale nie za ciepło. Rower świeci jak choinka i jest regularnie konserwowany. To już mamy ustalone. Czas powiedzieć: W JAKI SPOSÓB się jeździ? Jazdę w śniegu możecie potrenować na jakiejś piaszczystej powierzchni, szybko się przekonacie, że w takich warunkach lepiej jeździć:

Wolno.
Nie ma się co czarować. Warunki na drogach są teraz znacznie trudniejsze i bardziej nieprzewidywalne. Na razie w Poznaniu mieliśmy trochę deszczu i kilkuminutowe opady śniegu, ale wiadomo - będzie gorzej ;) Zalane albo zaśnieżone ulice kryją wuchtę pułapek: oblodzone fragmenty, na których łatwo stracić równowagę, przykryte sypkim śniegiem albo zalane dziury, śliskie błoto pośniegowe... Jeśli pojedziecie wolniej, dacie sobie z tym wszystkim radę.

Nisko siodełko, wysoko kierownica. 
Kluczową sprawą staje się teraz pewność, że w każdych warunkach zachowamy równowagę. Obniżenie siodełka obniży też środek ciężkości, a podniesienie kierownicy wymusi wyprostowaną sylwetkę, która pomaga w utrzymaniu pionu nawet na bardzo śliskiej powierzchni. Z początku może się to wydawać niewygodne, zwłaszcza osobom, które są przyzwyczajone do szybkiej, sportowej jazdy, ale jako się rzekło - zimą zwalniamy. Poza tym z obniżonym siodełkiem w razie potrzeby jesteśmy w stanie szybciej podeprzeć się nogą, a czasami właśnie ułamki sekund chronią nas przed wywrotką. Powinniście siedzieć na tyle nisko, żeby w razie potrzeby, nie zsiadając z siodełka, postawić całą stopę na ziemi. Żadnego tańcowania na paluszkach - cała stopa. 

Ostrożnie z hamowaniem.
Osobiście na czas zimy zapominam o istnieniu przedniego hamulca. Zblokowanie przedniego koła to niezawodny sposób na wpadnięcie w poślizg. Hamujemy tylnym, a i to delikatnie, pulsacyjnie. Raczej wytracamy szybkość niż próbujemy efektownie zatrzymać się w miejscu, bo może się zakończyć jeszcze efektowniejszym wykopyrtnięciem. 

Po chodniku.
Jeśli skończyła się droga rowerowa, a pogoda pokazała, na co ją stać, nie waham się. Wolę narazić się na fukanie pieszych i odpuścić sobie jazdę ulicą. Trudno. W deszczu fatalna nawierzchnia naszych dróg zmienia się w jeziora. Nawet jeśli jesteście przygotowani na opady (macie pełne błotniki i odpowiedni strój), to i tak zmoczą Was fontanny wody spod kół samochodów. Na to, że kierowcy ominą kałużę, bo obok niej właśnie przejeżdża rowerzysta, oczywiście nie liczymy. Ze śniegiem sprawa jest taka, że szybko rozjeżdżany przez auta, gromadzi się przy krawężnikach, a na jezdni tworzy koleiny. Zostaje więc jazda albo środkiem pasa i tamowanie ruchu albo jazda koleiną, z której wyskoczenie może nie być łatwe.

Czasami na piechotę.
Wiem, że to może być dla niektórych bluźnierstwo, ale czasami po prostu nie da się inaczej - trzeba zsiąść z roweru i przeprowadzić go po najbardziej niebezpiecznej powierzchni. Przy okazji, zsiadamy bardzo ostrożnie. Na rowerze często nie odczuwamy, jak śliska jest nawierzchnia, po której się poruszamy.

Bez dziwactw.
Na niektórych portalach możecie przeczytać, że zimą przydają się kolcowane opony na rower. Tak, ale pod warunkiem, że jeździcie po polach i lasach, a nie po mieście. Takie opony zdają egzamin jedynie na kopnym śniegu, a nie w metropolii, gdzie biały puch szybko zmienia się w breję. Jazda z kolcami po bruku albo co gorsza po torowisku tramwajowym szybciej skończy się upadkiem niż jazda na semi slickach po śniegu.

Na czym polega zabawa?
Na co wolisz się wywrócić na beton, czy na biały puch? Co wolisz marznąć na przystanku, czy rozgrzać się po 5 minutach jazdy? Wolisz stać w kilometrowych korkach i kląć na zaskoczonych zimą drogowców, czy podziwiać zimową aurę z wysokości (obniżonego) siodełka? Wolisz tkwić w zatłoczonym tramwaju, czy być panią/panem własnego czasu? Chcesz oglądać świat przez zaparowane szyby, czy cieszyć się zimową, czasami przecież piękną, aurą, mknąc ulicami miasta?


1 comment:

  1. Jedna korekta - opony kolcowane nic nie dają w kopnym śniegu. Pomagają jedynie na śniegu ubitym/zlodzonym i na lodzie. W praktyce w mieście rzadko się przydają ze względu na to, że jeździ się zwykle po brei śnieżno-błotnej. Zgadzam się, że nie ma większego sensu inwestować w takie gumy do roweru miejskiego (chodzi mi o zastosowanie, a nie zamiar producenta), bo pomogą raz na ruski rok, a, jak wspomniał autor posta, o wiele częściej mogą być problemem. Z doświadczenia mówię - przede wszystkim powoli i z głową, myśleć trzeba o jakieś 200 metrów dalej naprzód niż zwykle.
    Jeżeli się już musicie jechać jezdnią - lepiej jechać środkiem pasa i powkurzać kierowców blachosmrodów niż ryzykować wpadnięcie w dziurę przy krawężniku podczas gdy "na żyletkę" wyprzedza was BARDZO ŚPIESZĄCY SIĘ jaśnie pan kierowca. Niech trąbią, a co! Przynajmniej będziemy w centrum uwagi ;)

    ReplyDelete