Jakiś czas temu w poznańskim wydaniu Gazety.pl szumnie opisano akcję
rozstawienia stojaków rowerowych w Poznaniu. Stojaki to nie byle jakie - jest to model "hanowerski"! Niestety, ustawienie nawet setek "statywów" - nie tylko modelu "hanowerskiego", ale i "kopenhaskiego" - nie rozwiązuje zasadniczego problemu. Żeby w centrum przypiąć rower, trzeba najpierw tam dojechać, a przy fatalnym stanie ścieżek rowerowych jazdę po Poznaniu można uznać za sport ekstremalny. Przesadzam?
Rowerzystka wraca z zakupów. Kto wie, może nawet miała okazję przypiąć swój rower do "hanowerskiego" stojaka? I gdy już zaczęła sobie wyobrażać, że żyje w mieście przyjaznym rowerzystom...

No nic, trzeba zsiąść z roweru. Szkoda tylko, że ścieżka rowerowa urywa się, jak koparką uciął...

Nie ma w tym miejscu innego sposobu, by przejść na drugą stronę. Trzeba wypróbować uprzejmość kierowców...

I gdy rowerzystka miała odetchnąć - bo w oddali powinna już widzieć ścieżkę rowerową przy ul. Mieszka I - okazało się, że za zakrętem jest... kolejny zakręt.

Jeśli ktoś nadal uważa, że stojaki przybliżają poznańską infrastrukturę rowerową do zagranicznych miast, to polecam
film z Amsterdamu, który wrzuciłam tutaj w kwietniu.