Sunday, November 27, 2011

Ostatni Mohikanie zimą, czyli co zrobić, żeby nie przymarznąć do siodełka

Z twardych danych statystycznych wynika, że  największą popularnością na blogu cieszył się wpis o tym, jak zacząć jeździć na rowerze do pracy. Blog ożywa po kolejnej przerwie, więc - co by zacząć z przytupem - biorę się za kolejny tekst o charakterze poradnikowym, czyli: jak nie przestać jeździć na rowerze do pracy jesienią i zimą.

10 powodów, dla których nie warto rezygnować z roweru po sezonie, opublikował ostatnio ibike Kraków. Moim ulubionym jest syndrom ostatniego Mohikanina: "To uczucie, gdy przypinając jednoślad do stojaka pod pracą lub uczelnią okazuje się, że tylko ty wciąż jeździsz na rowerze – bezcenne". Jeżdżę jeszcze z kilku mniej narcystycznych przyczyn, ale Wy znajdźcie własny dobry powód, żeby rower nie zapadł w zimowy sen.

I to jest zasadnicza część tego wpisu. Bo powody można mieć, ale to jednak za mało, żeby przy pierwszym podmuchu północnego wiatru nie dać się zwiać z siodełka. Tak jak przy poprzednim miniporadniku nie namawiam Was do odzieżowej rewolucji i kupowania  kosmicznych wynalazków. (No, może za wyjątkiem 2 wypadków). Dobór odzieży i dodatków musicie w dużej mierze wypraktykować sami. Sądzę, że pomoże Wam to, co sama odkryłam w ciągu 2 sezonów.

TESTUJ! Jeśli już schowaliście rower do piwnicy, to przed pierwszą wyprawą do pracy zróbcie 20-minutową rundę w pobliżu domu. Przekonacie się o 2 sprawach. Po pierwsze, rowerzyście jest ciepło. Po drugie, nie we wszystko. Z rozmów z innymi ostatnimi Mohikanami wiem, że to dość indywidualna sprawa, co tam komu najbardziej marznie. Wszyscy jednak narzekamy na głowę (bez głupich żartów, proszę ;)), nogi ręce. Reszta w pierwszych minutach jazdy się rozgrzewa. No to po kolei, od końca.

UBIERZ SIĘ NA CEBULĘ, ale pamiętaj, że warstwa warstwie nie powinna być równa. Koszulka "dobrze wentylowana" [1] - zapomnijcie o wszystkich ciuchach w 100% z bawełny, dobrze wchłaniają pot i na tym polega problem. Jeśli przystaniecie na chwilę, przekonacie się, że mokry T-shirt zacznie Was szybko wyziębiać. W tym wypadku warto zainwestować w jakiś sportowy, termoaktywny ciuch. Na Allegro można kupić przyzwoitej jakości koszulki już w granicach 50 zł. 

Bluza z grubszego polaru [2] najlepiej się sprawdzi jako druga warstwa. Przy temperaturach poniżej 0 lubię też jeździć w wełnianych swetrach. Naturalna wełna doskonale się sprawdza przy wszystkich aktywnościach na świeżym, acz chłodnym powietrzu. Spytajcie górali! 

Kurtka [3], ale zdecydowanie nie typowa, ciężka zimówka, która jeszcze w dodatku będzie Wam krępować ruchy. Sprawdzą się cieńsze okrycia. Idealny będzie windstopper, ale zwykłe kurtki przeciwdeszczowe też dają radę. Najważniejsze, żeby wierzchnie okrycie sięgało za część, za którą plecy tracą swoją szlachetną nazwę. Zadbajcie, żeby Was nie podwiewało!


Spodnie - mi wystarczają grubsze dżinsy z dodatkiem elastycznych włókien. Jeśli temperatura spadnie poniżej zera, wkładam pod spód ciepłe legginsy. 

ZADBAJ O KOŃCZYNY I ŁEPETYNĘ! Zaciśnięte na kierownicy ręce, wystawione na podmuchy wiatru stopy i głowa - jeśli o nie nie zadbacie skutecznie zniszczą Wam całą przyjemność z jazdy. Rękawiczki to dla mnie chyba najważniejsza część zimowej odzieży, więc jest to drugi przypadek, gdy będę Was namawiać do inwestycji. Możecie wybrać albo typowe rękawiczki dla zimowych rowerzystów (na Allegro od 40 zł), albo kupić grube wełniane rękawice od górali. Osobiście wciąż nie mogę się zdecydować, które są lepsze. 

Czapka musi przede wszystkim dobrze chronić uszy. Najlepsze są więc wszystkie nakrycia głowy z podwójnym, wywijanym wykończeniem.

Buty - dla miłośników lycra style będzie to zapewne herezja, ale zimą jeżdżę albo w butach trekkingowych z bardzo grubą podeszwą, albo po prostu... w kozakach. Zeszłej zimy, a wszyscy pamiętamy, że nie było lekko, doskonale sprawdziły tzw. mukuluki! Trekkingowe buty zakładam, gdy temperatura oscyluje między 5 a 0. Ich minusem jest to, że gruba podeszwa nie daje na początku dobrego wyczucia pedałów, ale to kwestia przyzwyczajenia. Poniżej 0 zakładam mukuluki.

ZADBAJ O STYL - DODATKI. Sprawdziłam, że tyleż stylowymi, co nieodzownymi elementami wyposażenia zimowego rowerzysty są:

Okulary - zimowe słońce, gdy już wyjrzy zza chmur, jest ostre, więc nigdy nie zapominam o okularach przeciwsłonecznych. Z kolei wieczorem podmuchy wiatru potrafią wycisnąć sporo łez. Jeśli macie wrażliwe oczy, zakładajcie okulary z żółtymi albo białymi szybkami. Kilka sezonów temu zaopatrzyłam się w cyngle z wymiennymi szybkami i bardzo je sobie chwalę.
Getry - doskonale dodatkowo ogrzewają nogi i chronią wrażliwe stawy kostek. Jeśli przydarzy się Wam jazda w śniegu, ochronią Was przed nałapaniem białego puchu do butów.

Chusta - nawet jeśli macie golf albo wysoko zapinaną kurtkę warto dodatkowo ochronić szyję. Nie sprawdzą się grube szale, bo są zwykle zbyt ciepłe. (I na bogów, nie owijajcie sobie nimi twarzy i ust, to najlepsza droga do odmrożenia!)

Odziejcie się więc odpowiednio i dalej - na rower! NIE MA SENSU MARZNĄĆ NA PRZYSTANKU :)


W kolejnym wpisie, jak zadbać o rower jesienią i zimą, a w następnym trochę o jeździe w śniegu. 

5 comments:

  1. A może zamiast chusty coś takiego? http://allegro.pl/kolnierz-wiatroszczelny-windstopper-i1919132150.html? Na motorku się sprawdza.

    ReplyDelete
  2. O! Myślę, że i na rowerze zda egzamin :) (Sama mam tyle szalików i chust, że żal mi je zamieniać na jeden kołnierz, ale... nie mówię nie ;))

    ReplyDelete
  3. To prawda, ochrona końcówek, czyli dłonie(u siebie stosuję zasadę dwóch par rękawiczek, ciepłe zwykłe i na to zimówki narciarskie), głowa(nauszniki) i stopy(warstwowo skarpety) to najważniejsze w rowerowej jeździe. Ale nawet wtedy, gdy zadbam o te wszystkie elementy - pojawia się problem. Otóż katar. U mnie poniżej 10 stopni staje się nieznośny, a w okolicach zera praktycznie eliminuje moją jazdę na dystansach dłuższych niż kilka kilometrów. Pojawia się tylko podczas jazdy, o dziwo częściej gdy właśnie jestem ciepło ubrana. Przydałyby mi się jakieś nosowe stoppery ;)

    ReplyDelete
  4. Haha, mam dokładnie ten sam problem ;) Czy jest na sali lekarz? ;) No niestety, kiedy już się inaczej nie da, po prostu się zatrzymuję i dmę, ile wlezie. Czasami na 12 km do pracy robię ze dwa takie przystanki. Cóż robić!

    ReplyDelete
  5. Ja rowniez nadal jezdze:) Temperatura od wczoraj trzyma sie w okolicach 1st, jest fajnie i zesko:) Lubie chrzest kruszacego sie szronu pod kolami mojego roweru;)
    A co do ubioru, to mnie szczegolnie marzna stopy, na dluzsze wycieczki zakladam dwie pray skarpet, ale do pracy daje rade w jednych zwyklych;)

    ReplyDelete